Nasza historia

Historia rodzinnych słodkości rozpoczyna swój bieg w czasie I wojny światowej, w czasie której Feliks Śledziewski senior znajdował się na Krymie. Trafił tam jako żołnierz armii carskiej. Będąc lokalnym urzędnikiem i działaczem PPS-u został  do niej wcielony w ramach powszechnego poboru. Stacjonował w Odessie, która zachwyciła białobrzeżanina różnorodnością kulturową oraz handlowym charakterem. Nadmorskie miasto urzekło pradziadka tak bardzo, że został w nim nawet po podpisaniu brzeskiego traktatu pokojowego między państwami centralnymi a bolszewikami. Handlując jako pośrednik, Feliks Śledziewski senior zarobił na inwestycję, która miała dać początek kolejnym biznesowym posunięciom.

Po powrocie do kraju, inicjator słodkiej tradycji wydzierżawił Pilicę na odcinku ok. 20 km, co czyniło zeń posiadacza wszelkich dóbr, jakie niosła ze sobą rzeka. Przełomowa zaś, okazała się budowa mostu, stanowiącego element dawnego traktu królewskiego łączącego Kraków z Warszawą. Przeprawa, będąca największym tego typu obiektem żelbetowym w Polsce międzywojennej, nie mogła powstać bez podstawowego budulca, jakim był piasek. Wydobywano go wprost z Pilicy, co znacznie przyspieszyło budowę i wzbogaciło  dzierżawcę. Zarobione pieniądze  pradziadek ulokował w małym, narożnym budynku, położonym naprzeciw białobrzeskiego kościoła.

W czasie wzmożonego inwestowania, pradziadek nie zapomniał o przyszłości swych dzieci. Najstarszy, urodzony w 1915r. Feliks Śledziewski junior pobierał nauki w zawodzie cukierniczym w warszawskiej kawiarni, położonej u zbiegu ulicy Pięknej i Kruczej. Córki ze względu na swój wiek rozpoczynały dopiero swą przygodę z edukacją. Mimo tego, dziewczęta wspomagały starszego brata oraz ojca w zapoczątkowaniu słodkiego rozdziału w historii rodziny. Starsza z nich, Janina Śledziewska znana była jako Janka lub Janeczka, zaś Zofia Śledziewska zwana była zdrobniale Zosią. Pomoc damskiej części rodziny okazała się niezbędna do otwarcia w kwietniu 1936r. sklepu kolonialnego. Nie był on jednak zlokalizowany w budynku stanowiącym własność pradziadka. Przyczyną była obecność najemców oraz długi okres wymówienia najmu. Dopiero po upływie czterech miesięcy działalność przeniesiono w docelowe miejsce, zamieniając jednocześnie sklep kolonialny w cukiernię, kawiarnię oraz lodziarnię.

Lokal podzielony był na dwie części. Od frontu znajdowała się cukiernia z ladami wypełnionymi ręcznie robionymi ciastkami, spośród których najmocniej w pamięć  białobrzeżaków wpisały się napoleonki. Słodkości można było popijać kawą, herbatą oraz winem tworzonym domowym sposobem.W ofercie było także piwo słynnej warszawskiej spółki Haber-Busch i Schiele , które schładzało dojrzałych klientów w letnie upały. Dla  nieco młodszych gości zaś, największa atrakcja  schowana była w ówczesnej, drewnianej lodówce, która mieściła się po prawej stronie. Tam przechowywano lody! Obecne były trzy smaki, stanowiące do dnia dzisiejszego podstawę Naturalnych Lodów Białobrzeskich: śmietankowe, grylażowe oraz truskawkowe.  By  nie topniały, ściany wewnętrzne obłożone były  aluminium, a bańki z ,,magiczną” zawartością obsypane kruchym lodem, który pochodził z pobliskiego jeziora. Dodać należy, że lód z jeziora stanowił jedyny środek chłodniczy do lat 50-tych XX wieku, co wymagało niezwykłej dbałości o jego stan. Doskonałym rozwiązaniem okazała się tzw. ,,ziemianka, której głęboki dół stanowił miejsce składowania lodu. By ograniczyć proces jego topnienia do minimum, całość przysypywano trocinami. Taki system składowania zapewniał byt mroźniczemu surowcowi aż do końca września.

W drugiej części lokalu mieściła się sala konsumpcyjna, do której można było wejść przez cukiernię lub bezpośrednio bocznymi drzwiami. Właśnie tam tętniło białobrzeskie życie towarzyskie, odznaczające się słodkościami Feliksa juniora oraz muzyką, sączącej się z patefonu. Ów sprzęt stanowił źródło tanecznej inspiracji niejednego dancingu, organizowanego przez Janeczkę i Zosię. W czasie wojny niemiecki okupant ustanowił z kawiarni lokal ,,Nur für Deutsche”. I co ciekawe, to właśnie przed sklepem miała miejsce pierwsza akcja dywersyjna na terenie Białobrzegów. W czasie pobytu żołnierzy w kawiarni skradziono broń z niemieckiego samochodu transportowego.    


Drzwi stanowiące niegdyś wejście do sali kawiarniano-tanecznej, przeobraziły się w ,,okno na świat” pracowni, która była świadkiem niesłychanej pracowitości i wytrwałości Janeczki i Zygmunta Gruszczyńskich. Dzięki Nim, następne pokolenie  rozpoczęło kontynuację rodzinnej tradycji ze wsparciem wielu, smacznych wspomnień z ponad półwiecznego okresu. To, jak ważną rolę odgrywa serce w działaniu rodzinnego klejnotu pokazała zmiany przebiegu trasy krajowej nr 7, która od 25 lipca 2003r. omija Białobrzegi. Mimo możliwości jazdy drogą ekspresową, są tacy kierowcy, dla których czas zwalnia nad Pilicą W celu przywrócenia wspomnień z lat dzieciństwa zjeżdzają z trasy, by wstąpić do białobrzeskiej lodziarni.

Dla dogodniejszej ,,podróży w czasie” przedstawiciele drugiego pokolenia postanowili otworzyć lokal usytuowany przy głównym szlaku komunikacyjnym. Pierwsi goście przekroczyli próg nowej lodziarni 7 maja 2005r.  

Zdjęcie przedstawia lodziarnię w Białobrzegach tuż po wojnie. Kobietą otoczoną przez kawalerów jest Janeczka Śledziewska. Nie ma wśród nich jednak Zygmunta Gruszczyńskiego, za którego wychodzi za mąż 21 sierpnia 1949r. W latach powojennych zmienia się nie tylko stan cywilny Janki, odpowiadającej za rodzinny klejnot, lecz także charakterystyka lokalu.      Z powodu narzucenia wysokich podatków przez władze komunistyczne, z lady nikną ciasta,a półki zapełnione do tej pory alkoholami własnej roboty zastępowane są oranżadą. Cukiernia-kawiarnia-lodziarnia ogranicza swą manufakturową wytwórczość do sezonowego asortymentu, ustępującemu do tej pory miejsca ciastom i winom. W ten sposób lody stały się jedynym śladem przedwojennej działalności firmy.

Zygmunt Gruszczyński słynął z oryginalnego podejścia do klienta, charakteryzującym się rymowanymi wierszykami. Handlując w ten sposób na odpustach, rozniósł wieść o lodach z Białobrzegów, co w dłuższej perspektywie czasowej przyczyniło się do wzmożonego ruchu w białobrzeskim lokalu.

Zdjęcie przedstawia rodzeństwo – Krystynę i Zbigniewa Gruszczyńskich w latach 70-tych. W tle wnętrze białobrzeskiej lodziarni.

Ponad 80 lat rodzinnej tradycji, 3 pokolenia, dorastające w trzech zupełnie innych realiach. Co je łączy tak bardzo, że dystans pokolenia nagle gdzieś niknie? Spoiwem jest cel, polegający na przypomnieniu dawnych, młodzieńczych lat za pomocą deseru, którego receptura i sposób wytwarzania nie zmienił się od czasów pradziadka Feliksa Śledziewskiego.

  • Jadwiga i Zbigniew Gruszczyńscy- współcześni kontynuatorzy rodzinnej tradycji